Świadectwo z 16 sierpnia 2020 r.

Witam

Słowem wstępu niech będzie to, że moim rodzicom zawdzięczam niesamowicie dużo. Mama zawsze powtarzała, że wychowała nas ,,biednie, ale wesoło”. Fakty są takie, że będąc młodą nie miałam ciuchów jak koleżanki, a czasem brakowało w domu pieniędzy na podstawowe rzeczy. Nie brakowało za to miłości rodzicielskiej, przytulenia, uwagi, czy słów ,, Córcia, co się martwisz. jak razem to jakoś damy radę”. Rodzice są po dziś dzień moimi przyjaciółmi, wsparciem i powiernikami. Chodź dzieli nas 200 km i czasem dorosłe już dzieci odkładają rodziców w kąt, bo są zajęte karierą i lepszym życiem, ja nie wyobrażam sobie dnia bez telefonu do domu rodzinnego, żeby zapytać co słychać i jak im minął dzień.

    Podczas jednego z telefonów mama opowiedziała mi, że idą z tatą na badania, że mam się nie martwić, bo to tylko okresówka do pracy. Powiedziała, że lekarz zlecił dodatkowo zbadać hormon prostaty. Zapytałam czy tata ma jakieś objawy, coś nie tak? Mama odpowiedziała, że nie, tylko doktor powiedział, że to już ten wiek. Po badaniu i odebraniu wyników głos mamy w słuchawce nie był już tak pozytywny jak zawsze. ,, Córcia ja nie wiem jak Ci to powiedzieć,ale tato ma raka.” Powiedziałam mamie żeby nie mówiła bzdur, bo jemu nic nie jest. Może to pomyłka, bo tata nic nie czuje. Nie ma żadnych objawów. Człowiekowi wydaje się czasem, że jak czemuś zaprzeczy, to tego nie ma, że jak jutro się obudzę i zadzwonię to może okazać się inaczej.

    Po pozostałych badaniach i biopsji okazało się, że to nowotwór złośliwy. Tato po biopsji bardzo gorączkował i mama musiała wzywać karetkę. Rokowania były takie sobie. Skierowanie na operację i czekanie….

    To czekanie było najgorsze. Starałam się jak najczęściej być u rodziców. Jeździłam do taty do Skarżyska, wspierałam go jak się dało, ale kiedy wracałam do Ciółkowa zwyczajnie płakałam z bezsilności. Nie pomagało wyciągnięcie taty na koncert, wizyta mojego znajomego, który od kilku lat żyje z nowotworem prostaty. Nic taty nie cieszyło. W międzyczasie na ten nowotwór zmarł taty sąsiad i kolega, a wykryli mu go zaledwie pół roku wcześniej.

    Wtedy opowiedziałam rodzicom o Sadykrzu i przypadku naszego Księdza Proboszcza. Namawiałam tatę żeby przyjechał i się pomodlił. Mój tato nigdy nie był pobożny. Chodzi do kościoła ,,od święta”. Raz nawet usłyszałam: ,,A co Ty się na tej wsi taka ,, kościelna” zrobiłaś? Odpowiedziałam, że owszem się zrobiłam, bo tu jest inaczej, że u nas chce się chodzić do Kościoła, bo nie ma w nim polityki, nadęcia, dzielenia ludzi na lepszych i gorszych. Jest jedność, modlitwa,wspieramy się. U nas we wsi Księża są inni. Zresztą co ja będę tacie mówić, jak tato przyjedzie to sam zobaczy.

    Niestety tato dalej trwał przy swoim. Jestem uparta i opracowałam z mamą plan. Zaplanowałam odwiedziny rodziców zamiast od soboty to od piątku wieczora. Byłam tego dnia w pracy, wiec mój mąż miał bojowe zadanie podrzucić rodziców do Sadykrza pod pozorem, że pokaże im fajne miejsce. Tak też zrobiliśmy. Dałam znać do Pani Marysi o swoim planie i wpisała tatę do księgi. To było spotkanie w lutym tego roku. Kiedy wróciłam z pracy otworzyły się drzwi. Od progu tata opowiadał podekscytowany o spotkaniu, o świadectwie, o tym jak Ksiądz czytał księgę i wyczytał jego intencję, o Siostrze Zakonnej, która zapytała po mszy czy tata przyjechał z daleka,o chlebkach, o całowaniu Relikwii. ,,Nie wiedziałem, że tu jest takie coś, trzeba będzie babcię przywieźć.” Wreszcie się uśmiechał…

Nastał Koronawirus. Na szczęście operacje onkologiczne nie zostały odwołane. Nie było mnie przy tacie, bo nie wpuścili nawet mamy do szpitala. Byłam za to w Sadykrzu. Modliliśmy się o ustanie zarazy. Ja modliłam się jeszcze mocniej za taty operację. Modliłam się kiedy Ksiądz transmitował przez internet, modliłam jadąc do pracy w samochodzie. Ufałam,czułam spokój.

Mija 5ty miesiąc od operacji. Z poziomu hormonów 21 jednostek u taty jest 0,059. Norma to 4. Nowotwór został w całości usunięty i wszystkie badania wskazują na to, że tato jest zdrowy. Kiedy słyszycie to co tu napisałam ja jestem z Tatą nad morzem. Pewnie się tu o wszystko z nim spieram, bo uwielbiam z nim dyskutować. O jedno się już nie spieramy. Tato już mnie nie pyta czemu tu na wsi tak często chodzę do Kościoła, czemu się modlę. On już teraz wie. Myślę, że jego serce też się odmieniło. Wiem, że jeśli zaplanujemy wspólnie weekend to od piątku, żeby pojechał ze mną i modlił się za innych. Bez gadania i namawiania, bez podstępów. Modlił się żeby Pan Bóg i Święty Roch pomogli komuś innemu tak jak pomogli nam. Czytałam ostatnio fajny cytat : ,, Nieważne ile nie dzwoniłeś, pamiętaj, że Pan Bóg zawsze odbierze i nigdy nie jest zajęte” i tym cytatem warto podsumować wszystko co tu napisałam. Dziękuję Ci Panie Boże…

Na koniec dziękuję wszystkim, którzy się modlili. Dziękuję Pani Marysi, że zawsze jest na posterunku. Dziękuję naszemu Proboszczowi, że ma ogromne serce. Przez te spotkania daje nam spokój i nadzieję. Kiedy wychodziłam z Kościoła po tej modlitwie w marcu, podszedł do mnie, przytulił mnie tak spontanicznie i mówi ,,Jak tam dziewczyno Twoje sprawy?” Pewnie nawet nie wiedział co przeżywam i jak wtedy tego przytulenia potrzebowałam. Jest Ksiądz wyjątkowym człowiekiem i mówi nam często, że warto się przytulać, a zwłaszcza do Maryi.

Przytulam Was Ania

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top